Globalizacja vs. nearshoring – czy warto jeszcze szukać dostawców bliżej?
Przez chwilę wydawało się, że era globalizacji dobiega końca. Dziś dane są bezlitosne: dystans handlowy rośnie. Jak w tym układzie odnaleźć się firmom e-commerce i podjąć trafne decyzje?

Globalizacja wciąż popularna?
Właściciele e-commerce z pewnością pamiętają, jak pandemia i kolejne zakłócenia w łańcuchach dostaw obudziły debatę o skracaniu dystansu między produkcją a rynkiem zbytu. Nearshoring – przenoszenie procesów bliżej klienta – miał być odpowiedzią na logistyczny chaos i geopolityczną niepewność. Polska, Czechy, Rumunia – wszystkie te kraje widziano jako nową bazę przemysłową dla Europy. Te nadzieje nie były bezpodstawne – koszty pracy wciąż są tu atrakcyjne, infrastruktura się rozwija, a lokalizacja geograficzna działa na korzyść. Jednak dziś raport DHL Trade Atlas 2025 jasno pokazuje, że światowy handel nie tylko nie wyhamował – on nabiera rozpędu. Średni dystans handlowy osiągnął rekordowy poziom 5000 kilometrów, a udział wymiany wewnątrzregionalnej spadł do 51%. To sygnał, że firmy – zamiast inwestować w lokalną produkcję – wciąż wybierają dalekie, ale bardziej kosztowo efektywne lokalizacje. Indie, Wietnam, Filipiny i Afryka Subsaharyjska – to nowe centra produkcyjne, które przyciągają kapitał, podgryzając nawet tak ugruntowane rynki jak Chiny. Ten trend jest szczególnie istotny dla branży e-commerce, gdzie marginesy bywały zawsze napięte, a przewaga często zależy od optymalizacji każdego ogniwa łańcucha dostaw. Tam, gdzie liczy się skala i cena, firmy nadal stawiają na offshoring. Z kolei regionalizacja, mimo że atrakcyjna z punktu widzenia logistyki i szybkości, bywa zbyt droga w realizacji, by konkurować z azjatyckimi fabrykami.
Nearshoring — czy to trudna praktyka?
Nie oznacza to jednak, że nearshoring przeszłość. Nadal są obszary, gdzie ta strategia ma głęboki sens – zwłaszcza dla marek premium, które stawiają na jakość, kontrolę i czas reakcji. E-sklepy oferujące personalizowane produkty, produkty szybko rotujące, sezonowe kolekcje – one często nie mogą sobie pozwolić na kilkutygodniowe czasy dostawy z Azji. Dla nich bliskość producenta to realna przewaga konkurencyjna, a nie tylko hasło marketingowe. W tym kontekście Polska może jeszcze odegrać istotną rolę. Mamy nie tylko dobre zaplecze produkcyjne, ale i coraz silniejszy sektor usług wspierających – logistykę, transport, magazynowanie, IT. Co więcej, bycie w Unii Europejskiej oznacza dostęp do jednolitego rynku i uproszczonych procedur. To elementy, które mogą skusić niejednego inwestora – o ile trend regionalizacji wróci na dobre. Ale właśnie tu leży problem: nearshoring nie może funkcjonować w oderwaniu od globalnych realiów. Wysokie koszty pracy, niedobory kadrowe, rosnące ceny energii – to wszystko działa na niekorzyść relokacji produkcji do Europy. Dopóki fracht morski z Azji nie wzrośnie radykalnie, a ryzyka geopolityczne nie zmuszą firm do radykalnych decyzji, wielu przedsiębiorców będzie trzymać się znanego modelu – produkcja daleko, sprzedaż blisko.
zapoznaj się z bogatymi pakietami usług jakie mogą sprostać Twoim oczekiwaniomJeżeli szukasz wsparcia prawnego swojego e-biznesu
Offshoring wraca do łask. Ale czy to bezpieczne?
Powrót do offshoringu nie oznacza jednak powrotu do starych błędów. Dziś firmy lepiej rozumieją ryzyka – i choć dystans handlowy rośnie, nie oznacza to ślepego zaufania jednej lokalizacji. Właśnie dlatego coraz więcej przedsiębiorstw e-commerce działa hybrydowo: część produkcji zostaje w Azji, część przenosi się bliżej klienta. Takie podejście pozwala nie tylko zdywersyfikować ryzyko, ale i elastycznie reagować na zmieniające się warunki – polityczne, ekonomiczne czy rynkowe. Warto też wspomnieć o zmianach w strukturze offshoringu. Coraz mniej mówimy o jednej dominującej lokalizacji (kiedyś były to Chiny), a coraz więcej o rozproszonym modelu „China+1” czy nawet „Asia+2”. W tym układzie Wietnam, Indie, Indonezja, a nawet Meksyk, stają się elementami większej układanki. To także odpowiedź na rosnące napięcia handlowe – zwłaszcza na linii USA–Chiny – i chęć zabezpieczenia się przed przyszłymi kryzysami. Z punktu widzenia e-commerce ważne jest jedno: nie ma dziś jednej dobrej odpowiedzi. Nearshoring może pomóc skrócić czas dostaw i poprawić jakość obsługi klienta, ale kosztuje. Offshoring daje przewagę cenową i skalę, ale niesie większe ryzyko. Firmy, które będą potrafiły zbudować elastyczny, odporny i wielowariantowy łańcuch dostaw, zyskają nie tylko przewagę operacyjną – ale też większą odporność na to, co nieprzewidywalne.
Wybór między nearshoringiem a offshoringiem to nie zero-jedynkowa decyzja, tylko proces, który powinien wynikać z dokładnej analizy. Globalizacja nie tylko trwa, ale wchodzi w nową fazę. Świat się nie kurczy – on się zmienia. Kto to zrozumie i zareaguje, ten wygra.